OKRUCHY PAMIĘCI
Andrzej Henryk Mielczarek
OKRUCHY PAMIĘCI
Moja Łódź-miasto mojego dzieciństwa
Moja Łódź -miasto mojego dzieciństwa. Dzisiaj nie ma już tego klimatu co wtedy a moje ścieżki zatarł czas i zniknęły bezpowrotnie ulice , podwyrka , kamienice i odeszli ludzie.
Jedni wyjechali za marzeniami szukając szczęścia , tak jak ja , a inni leżą na smentarzach , na Dołach , Radogoszczu , na starym smentarzu na Cmentarnej i Ogrodowej i na nowym na Szczecińskiej . Rozrosło się miasto i przybyło smentarzy .
Ja jestem chłopak nie z Bałut ani Chojen ale z Polesia , bo tu się urodziłem i mieszkałem .
Nie jestem ślimoczek ani łachadojda , ani knajak ani palant .Ja jestem miglanc z okolic Zielonego Rynku i Złotego Rogu na ulicy Żeromskiego blisko winkla ulicy Andrzeja .
Lubiłem ciekać po całym mieście , chociaż już nie pamiętają mnie bałuciorze ani baluciarki , może co najwyżej siksy znajome z pobliskich podwyrek .Na pewno nie znają też mnie żadne wytrykusy plotkarskie i wścibskie .Szlajałem się po świecie prowadząc gadkę nie tylko na biglu , bo to dla mnie betka .Doszlajalem się w końcu do Wrocławia gdzie udało mi się wychatrać , poderwać galantą siksę , sikorkę , moją żonę , która męczy się ze mną już ponad czterdzieści lat .
Nie lubiłem coś zachachmęcić , szedłem prostą drogą , ale w chechły nie jeden próbował mnie wpuścić .Wtedy bywało , ze dostał w śnupę i już.
Lubię być wyobligowany w gang i muchę lub chomonto a nie jak jakaś łajza albo łachudra .Lakierki pastuję na glanc Globinem jak moja babcia Frania , która pamiętała czasy Guberni Piotrkowskiej i szarże kozackie , kiedy Kozunie siekąc nahajkami i szaszkami pędziły tłum w 1905 roku.
Dzisiaj kulosy stawiam pomału a kiedyś frygałem po dwa schodki naraz .Dzisiaj kilosy odwalam własną bryczką albo taryfą a nie pieszo .Wkurza mnie bajzel w mojej chacie i okolicach a jeszcze bardziej szajs na świeczniku , gdzie badziewie rośnie w siłę a robociarz ma iść na bruk albo w chechły .Wraca znowu stare porzekadło „Nasze kamienice , wasze ulice„
Kijowo , że ja galanty miglanc z miasta Łodzi , zamiast ciekać na własnym łódzkim podwyrku muszę na stare lata szlajać się po świecie. Ja tu wrócę , wcześniej lub później .
Naród u nas na Polesiu przyjazny , serdeczny i nie wścibski . Pewnie ugościł by mnie i przyjął z otwartymi ramionami. Flaszkę dobrego bimbru lub samogonu bym wytrąbił i pojechał do Rygi aż skończy mi się film .Żyją jeszcze moi szkolni koledzy : Jędrek , Zbyszek , może Kazio i Hubert , chociaż wielu już leży na smentarzach tak jak Grzesio , Jurek , Kazio i inni . Podwyrka są dziś byle jakie i siajowe , niedostępne albo wciąż brudne i zaniedbane a rynsztoki pozapychane szajsem , śmieciami i szmelcem . Jedno dobre , że można iść do wychodka ,wygódki,sławojki a nie w chechły .
Młode siksy i ich kolesie mają dziś szansę się uczyć w budach nawet gdzieś w Europie , szlajać się po szerokim świecie i pracować , zwiedzać , podziwiać i nie szmuchlować i chachmęcić .Dopóki spokój na świecie względny istnieje .
Ja wrócę do Łodzi któregoś dnia . Nadrobię zaległości z przeszłości .
Pojeżdżę tramwajem od krańcówki do krańcówki albo taryfą kole godziny. Poszlajam się po Pietrynie .Później będę ciekać jak kot z pęcherzem po starych podwyrkach i po ulicach .
Wpadnę na Andrzeja gdzie w „Paryżance” wtrajluję parę ptysi , napoleonek , makowców,serników i bez. Za winklem odwiedzę piekarnię Błocha na Żeromskiego i ciepłą prosto z pieca spróbuję angielkę , żulika na słodko albo chleb kozikiem pokroję i zjem łakomie , pożrę , wtranżolę od przylepki do przylepki., Sznytki posmaruję leberką i wtranżolę do ostatniego okruszka.
Chodzi za mną łódzka zalewajka .Zupa na żurku , z grzybami ,na zasmażce z kartoflami .Taka bieda zupka albo grochówka na boczku z chlebem od Błocha. Chleb pożyndolę na sznytki grube jak zelówki , pochechłam tępą kosę ,pomełłam i zjem z apetytem.
Marzą mi się Mamy śledzie w cieście , czernina na słodko z makaronem , grzyby w cieście , sałatki jarzynowe ze śledzikiem ,rosół z makaronem , kapuśniak , pomidorowa z makaronem,kartoflanka , żurek z jajkiem na wędzonce i białą kiełbasą , schaboszczak z kapustą z kartofelkami i surówka, golonka z chrzanem , tatar z przyprawami i inne specjały
Kiedy podjem nieco odwiedzę stary Poniatoszczak , moją starą parafię Matki Boskiej Zwycięskiej gdzie chodziła jeszcze moja Mama jako dziecko . Poszlajam się po alejkach , górkach i dołkach gdzie uczyłem się jeździć na sankach i łyżwach a moja siostra Jola jako siksa uczyła się jeździć na rowerze z górki bez trzymanki i bez hamulców . Na winklu Zamenhofa i Żeromskiego,vis a vis widniejącego w oddali kościoła śmiałem się do rozpuku gdy zimą , pod kioskiem z piwem w Poniatoszczaku apsztyfikanci nieco nietrzeźwi ślizgając się po lodzie butami próbowali swoje akrobatyczne porachunki rozwiązywać przy pomocy pięści i upadków na zadek.
Pocieknę pieszo ulicą Żeromskiego w stronę winkla Kopernika. Tam po prawej stronie ulicy stoi nadal stara Lecznica Zwierząt i teatr lalek Arlekin a za nim winkiel ulicy Gdańskiej , gdzie zakrecywują się tramwaje bo im się tory wygły (taki tekst kiedyś usłyszałem w tramwaju,rozmowę matki i dziecka). W lewo Kopernika wiedzie trasa na Dworzec Kaliski,a wcześniej wiezienie,kić.
Siedział w nim dwudziestoletni brat mojej Mamy,Stanisław,którego Niemcy w końcu wysłali z Litzmanstadt do Posen i tam go stracili,ścinając mu głowę w 1942 roku .
Poszlajam się po starych kątach , podwyrkach i oficynach .
Odwiedzę stare kino Przedwiośnie na Żeromskiego i starą kamienicę pod numerem 56 , gdzie na drugim piętrze przez lata mieszkała moja Rodzina i ja. . Dziś nie ma tu już nikogo znajomego .W głębi podwyrka stoi stara skorupa kościoła Braci Morawczyków z której po 2000 roku , po sprzedaży , zrobiono hurtownię .Kiedyś kwitnące kwiatami i drzewami podwyrko straszy zasyfiałymi resztkami zieleni .Zajrzę do w kamienicy na Żeromskiego 36 , gdzie mieściła się moja stara szkoła , buda i vis a vis dawny Zielony Rynek , obecny Plac Barlickiego. W kioskach można było kupić Palmale,Camele Ligerosy i inne fajki , które po kryjomu podpalaliśmy . Zachwalano tu osełki do noża , cudowne eliksiry na porost włosów sprzedawano gołębie , kanarki , szczeniaki , szmelc i inne skarby , owoce i warzywa. My jako dzieciaki nurkowaliśmy w tym świecie na przerwach szkolnych dopóki dzwonek nas nie otrzeźwił . Okna klas spoglądały na ten rozkrzyczany świat handlu i biedy , cwaniactwa i porachunków . Świat gdzie można było kupić wszystko , od czarnego kota do czarnego mercedesa .
Zajrzę też w okolice Dworca Kaliskiego gdzie kino Dworcowe pracowało całą dobę , dorożki i nieliczne taryfy stały cierpliwie na pasażerów .Na Wygodnej pod nr 13 w starym dwupiętrowym domu mieszkali moi Dziadkowie , gdzie często ciekałem z kumplami przy torach , po uliczkach , Żubrowej , Norwida ,Objazdowa , Alei Unii aż do Parku na Zdrowiu . W miejscu wyburzonego domu nr 13 wybudowano w 1967 roku wieżowiec a Dziadkowie wyjechali do Wrocławia i tam wkrótce zgaśli bo starych drzew się nie przesadza .
Ten świat mam już tylko w pamięci i dam się urobić i zwieść .Pamięci nie da się wywabić , wytrzeć jak kleksa po atramencie ani śladu po ołówku .
Walnę się w końcu na jakieś wyro i zasnę żeby wrócić do głosów i szeptów z przeszłości.
Ja stary miglanc z miasta Łodzi na życzenie przeflancowany żywcem do Wrocławia .
AHM
27-29 stycznia 2015 , Wrocław
4 lutego 2015 o godz. 13:33
Chcę dodać erratę w tekście :Przy końcu mojego monologu konieczna jest korekta.
„Ten świat mam już tylko w pamięci i nie dam się urobić i zwieść .
Pamięci nie da się wywabić , wytrzeć jak kleksa po atramencie ani śladu po ołówku .”
Zakończenie bez zmian
AHM.
8 maja 2022 o godz. 10:37
Nie ma cię wśród nas ,odszedłeś tam gdzie nie ma cierpienia ni bólu. Ta pamiątka twojego tekstu Okruchy pamięci pozostanie dla naszych dzieci i wnuków. Rodzona siostra Jola.