Mazur Kajdaniarski – Łódź 1905

Wróg ma dla nas kajdan dużo,

Ma też dużo turem,

My weseli, bo kajdany

Dzwonią nam mazurem!

Z Hiszpanii dochodzą wieści o strajku generalnym przeciwko polityce tzw ?zaciskania pasa?. Niewiele informacji ? fabryki stoją bezczynnie, ludzie wychodzą na ulice, są pierwsi ranni w starciach z policją. Gdy patrzyłem na zdjęcie płonących opon, którymi zablokowano autostradę przypomniała mi się historia, którą opowiadała mi babcia, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Ponieważ w czasie wojny była w AK po wyzwoleniu budziła podejrzenia władz i groziło jej zwolnienie z pracy i aresztowanie ? kierowała małą, wiejską szkołą pod Łodzią. Z tych powodów skierowano do niej na wizytację starego komunistę, pracującego w łódzkim kuratorium. Babcia wywodziła się z robotniczej rodziny tkaczy pracujących od końca XIX wieku w łódzkich fabrykach. Jej ojciec i wujowie byli socjalistami, więc w domu często spotykali się robotnicy i śpiewali rewolucyjne pieśni. Babcia pamiętała je z dzieciństwa i nauczyła ich dzieci ze swojej wiejskiej szkoły. Gdy groźny kurator wszedł do klasy dzieci odśpiewały mu pieśni. Komunista się wzruszył, bo gdy był młody brał udział w powstaniu łódzkim 1905 roku. Odjeżdżając powiedział , że nie sądził iż ktoś jeszcze te pieśni pamięta. I w ten sposób dzięki socjalistycznym tradycjom babcia ocaliła posadę. Myślę, że warto przypomnieć jak rodziły się polskie robotnicze tradycje i ile krwi kosztowały ? tym bardziej, że to sprawy przemilczane lub zapomniane Dziś więc kartka o robotniczym buncie w Mieście Łodzi w 1905 roku.

 

Gdy którego stryczek zdusi,

I to bagatela,

Bo człek każdy umrzeć musi,

Gwałt rodzi mściciela.

22 stycznia 1905 roku w Sankt Petersburgu agent Ochrany, pop Georgij Gapon poprowadził stutysięczny tłum pod pod Pałac Zimowy. Demonstranci domagali się zakończenia wojny z Japonią i poprawy warunków socjalnych. Idących w pochodzie ludzi przywitały salwy piechoty i szarża kozacka. Zginęło ponad 200 osób a 800 zostało rannych. Wieści o krwawym stłumieniu demonstracji szybko obiegła imperium rosyjskie i już następnego dnia część kraju objęta była strajkami. Cztery dni po masakrze w Petersburgu – 26 stycznia – rozpoczął się strajk w Łodzi. Dzień później odeszło już od maszyn około 70 tysięcy robotników, do których dołączyli rzemieślnicy, tramwajarze, dorożkarze, kolejarze, drukarze, sprzedawcy oraz inni pracujący. Zamknięto sklepy, restauracje, teatry, przestały wychodzić gazety. W sobotę 28 stycznia w pod hasłami poprawy warunków pracy oraz swobód demokratycznych demonstrowało już 100 tysięcy ludzi. Strajk miał poparcie wszystkich partii socjalistycznych. Początkowo demonstracje przebiegały spokojnie. Do zaostrzenia sytuacji doszło 1 lutego, gdy wojsko zaatakowało robotników przed fabryką Heinzla i Kunitzera na Widzewie. Wtedy to właśnie na szosie Rokicińskiej zbudowano pierwszą barykadę chroniącą przed szarżą kozaków. Tego samego dnia do starć wielotysięcznych tłumów z policją i wojskiem doszło przed zakładami L. Geyera. W styczniu i lutym na demonstracjach zginęło 19 osób a 42
zostały ranne.

 

Nasi pomszczą, jak należy,

Śmierć zmarłego brata,

I na grób mu zamiast wieńca

Rzucą głowę kata.

Nowa fala strajków i zamieszek rozpoczęła się 1 maja ? pracy odmówiło 30 tysięcy robotników. W dniu 26 maja odbył się uroczysty pogrzeb Jana Grabczyńskiego – robotnika zastrzelonego przez kozaków przed zakładami Grohmana. Wzięło w nim udział około 50 tysięcy Łodzian. Atmosfera na ulicach stawała się gorąca. Do połowy czerwca codziennie strajkowało 15 do 30 tysięcy robotników. W niedzielę 18 czerwca wracających z majówki robotników zaatakowali kozacy i dragoni. W trakcie walk zginęło 5 osób. W dwa dni później na pogrzeb ofiar przyszło 50 tysięcy demonstrantów. Następnego dnia miasto sparaliżowała demonstracja ponad 70 tysięcy ludzi – wziął w niej udział co
szósty mieszkaniec. Szarże kozaków robotnicy rozpędzili rzucając w nich brukiem wyrwanym z jezdni. Wówczas wojsko odpowiedziało salwami jak na froncie. Ucieczkę rozproszonego tłumu osłaniali strzałami rewolwerów nieliczni bojowcy PPS.Następnego dnia doliczono się 25 zabitych i kilkuset rannych. W odpowiedzi na mord partie socjalistyczne ogłosiły strajk powszechny.

 

Zgrzyt łańcuchów i szczęk broni

To mazur ochoczy.

Od tej nuty serce rośnie

I śmieją się oczy.

23 czerwca, od samego rana bojówki robotnicze polowały na policjantów i żandarmów. Na ulicach tłumy zaczęły rozbrajać carską policję. Coraz częściej słychać było strzały. Na rogu ulic Wschodniej i Średniej zabito kozaka, który nie chciał oddać broni. Na Nowowiejskiej zastrzelono szpicla, na Wschodniej kolejnego szpicla i policjanta. Wieczorem na ulicach stanęły barykady ? w czasie powstania wybudowano ich ponad sto. Tylko nieliczni robotnicy mieli rewolwery i zdobyczną broń. Walczono więc głównie kamieniami, cegłami, sztabami żelaznymi. Łódzki policmajster pisał w raporcie – ?Na ulicach zaczęto wznosić barykady z najrozmaitszego materiału, od beczek, skrzyń, mebli, desek i drabin do wozów chłopskich przybyłych na targ. W stronę wojska i policji zaczęto strzelać z okien, balkonów i spoza barykad; zerwano przewody telefoniczne, umacniając nimi barykady i przeciągając w poprzek ulic, by przeszkodzić przejazdom konnicy; rozbijano latarnie uliczne i demolowano państwowe sklepy z wódką?. W odpowiedzi na zamieszki car podpisał dekret o wprowadzeniu stanu wojennego w Łodzi. Do miasta wkroczyło pięć dodatkowych pułków piechoty. Żołnierze bez ostrzeżenia strzelali do każdej grupy przechodniów. Dziesiątki tysięcy ludzi broniły barykad. Na Widzewie jednej z barykad broniła pepeesowska ?piątka? robotnika Praskiego. Bojowcy mieli tylko trzy rewolwery, ale szybko zdobyli na kozakach trzy karabiny. Część obrońców uzbroiła się w piki i włócznie. Resztę ustawiono na dachach okolicznych domów – na sygnał trąbki zrzucali na szturmujących barykadę kozaków brukowce, beczki i domowe balie wypełnione kamieniami, lali kwas i naftę. Robotnicy byli bez dowództwa, bez krzty doświadczenia wojskowego, w jedno popołudnie musieli więc wymyślać nowe techniki walki miejskiej. Barykad broniono, obsadzając sąsiednie domy. Do atakujących żołnierzy strzelano tylko z najbliższej odległości. Kontakt z bronionymi domami utrzymywano dzięki sekretnym przejściom przez strychy i po dachach. Niepodległość nie trwała jednak długo. Już w południe 25 czerwca wojsko zniszczyło ostatnie barykady. Ale jeszcze nazajutrz szczególnie zawzięci robotnicy ostrzeliwali patrole z zasadzek. Według raportów naczelnika żandarmerii powiatu łódzkiego zabito 151 cywilów – 55 Polaków, 79 Żydów i 17 Niemców – raniono zaś 150. W rzeczywistości śmiertelnych ofiar było ponad 200, rannych grubo powyżej 800. Aresztowano setki ludzi. Bunt robotniczy został potępiony przez Kościół.

 

A gdy tańca czas nadejdzie,

Nasze kazamaty

Wam wybiją takt mazura

Łańcuchem o kraty.

Wzmożone represje wyhamowały protesty robotnicze. Ale po zastrzeleniu 30 września w tramwaju fabrykanta Juliusza Kunitzera strajk wybuchł na nowo. Kolejarze zatrzymali pociągi i znów stanęły fabryki. 30 października znów na ulice Łodzi wyszło ponad 100 tysięcy ludzi Zamieszki trwały do stycznia 1906 roku. Codziennie policja przetrząsała mieszkania i aresztowała organizatorów strajków i demonstracji. W listopadzie 1906 roku właściciel fabryki Ignacy Poznański postanowił wywalić z pracy 98 robotników podejrzewanych o organizacje buntów. Fabryka odpowiedziała strajkiem. W rewanżu Poznański zamknął swój zakład do czasu akceptacji jego decyzji. W ramach solidarności z Poznańskim sześciu innych fabrykantów podjęło również decyzję o zamknięciu swoich fabryk. Tak więc z nowym rokiem na bruku znalazło się 25 tysięcy robotników, co z rodzinami dawało rzeszę stu tysięcy ludzi z dnia na dzień pozbawionych środków do życia. Na koniec stycznia 1907 roku delegację strajkujących Poznański wywalił za drzwi swego pałacu z komentarzem ?wszyscy zdechniecie z głodu?. Po trzymiesięcznym strajku sytuacja niektórych rodzin była już tak ciężka, że robotnicy zgodzili się na zwolnienia. W kwietniu znów ruszyła produkcja wywołując kolejną falę frustracji z racji pogorszenia warunków pracy, bo fabrykanci chcieli odrobić straty.

 

I po kraju dźwięk przeleci

Jako marsz parady,

W takt mazurka pójdzie raźno

Lud na barykady.

Tymczasem w mieście rozpętał się terror. Tydzień w tydzień sądy wojskowe skazywały dziesiątki ludzi na śmierć. Na szubienicę szli bojowcy złapani w czasie akcji bojowych i ludzie, przy których znaleziono ulotki czy broń albo oskarżeni przez szpicli i prowokatorów. Sądom wojskowym za ostateczny dowód wystarczały często pomówienia tajnych agentów policji. Ochrana skutecznie łamała charaktery. Tortury w śledztwie były na porządku dziennym. Niektórzy z aresztowanych rewolucjonistów załamywali się  i wychodzili z więzienia jako prowokatorzy. Policja płaciła za donosy. Istniał oficjalny taryfikator: za wskazanie browninga – 15 rubli, za wskazanie miejsca ukrycia bomby – 25 rubli, za wskazanie działacza partyjnego – od 15 rubli za prostego sympatyka do 25 rubli za kogoś ważniejszego. Prowokatorzy często donosili na niewinnych, byle tylko dostać nagrodę i nie wypaść z łask ochrany, która bezużytecznych agentów bez sentymentu wsadzała za kraty za stare przestępstwa. Sieć prowokatorów oplotła szczelnie niemal wszystkie ogniwa robotniczej konspiracji. Wpadki były coraz częstsze, strach przed denuncjacją paraliżował coraz silniej. W prasie socjalistycznej ukazywały się ostrzegawcze anonse. ?Robotnik? z 19 marca 1906 roku – ?Bem Kazimierz, szpicel i prowokator?. ?Robotnik? z 17 lutego 1908 roku – ?Konrad Białostocki, uczeń VII klasy gimnazjum. Prowokator„. Złowrogą sławę w całym zaborze rosyjskim zyskał Ryszard Fremel, były bojówkarz łódzkiej organizacji SDKPiL, później wyjątkowo skuteczny agent łódzkiej ochrany, a w końcu kat na usługach władz carskich. W łódzkim więzieniu powiesił 104 osoby, w tym własnego szwagra. W tej atmosferze wciąż dokonywano dziesiątków zamachów na przedstawicieli władz. Przy każdej sposobności tłum sam wymierzał sprawiedliwość. Dochodziło do okrutnych linczów zdemaskowanych prowokatorów. Jesienią 1907 roku bunt ostatecznie spacyfikowano. Część bojowców nie złożyła jednak broni. Ale coraz trudniej było ich odróżnić od pospolitych bandytów. Rewolucjoniści – mściciele, którzy od roku 1910 siali postrach w Łódzkiem, jedną ręką dokonywali zamachów na carskich urzędników i policjantów, drugą – rabowali i mordowali kupców. Tak owocował zatruty posiew rewolucyjnego terroru. Ostatni mściciele zginęli z rąk żandarmów jesienią 1912 roku – zaledwie kilkanaście miesięcy przed końcem starego świata.

 

Taki będzie silny, dziarski,

Że pękną ogniwa,

A nasz mazur kajdaniarski

Pół Polski zaśpiewa.

W tekście wykorzystałem fragmenty ?Mazura Kajdaniarskiego? Ludwika Waryńskiego.

Tekst na podstawie artykułu Włodzimierz Kalickiego ?Rok 1905: Przebudzeni bombą? z Gazety Wyborczej 2005-12-09 i artykułu autorstwa Kviatu Dnia ?Lokaut łódzki i anarchizm 1905-1908? opublikowanym na łódzkim portalu historycznym.

Przedruk:  http://kartkazpodrozy.blog.onet.pl/1,AR3_2010-09_2010-09-01_2010-09-30,index.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *